Tłoczenie ślepe
Oczywiście od początku. Na początku było słowo, a słowo trzeba było wytłoczyć. No dobra, nie do końca tak było, na początku tłoczono jedynie wzory. Najstarszymi książkami, na których znajduje się tłoczenia, pochodzą z IX wieku. Stosowano wtedy (i do dziś się stosuje) tłoczenia ślepe – polegają one na odciśnięciu na zimno samego wzoru, bez złocenia. Czyli tak naprawdę jest to po prostu wgłębienie w skórze. Jeżeli używa się skóry garbowanej naturalnymi, roślinnymi metodami, jak w średniowieczu, to wystarczy jedynie zwilżyć skórę i mocno przycisnąć drewniany lub metalowy tłok ze wzorem. Jednak dobre tłoczenie musi powstawać dłuższy czas, przynajmniej parę godzin – aż do wyparowania wilgoci ze skóry, dlatego często zostawiano taki tłok pod prasą nawet i na całą noc. Tłoczenia ślepe najlepiej wychodzą na skórze o jasnym, najlepiej naturalnym kolorze – bowiem w miejscu tłoczenia skóra się nieco przyciemnia.
Tłoczenie złote
O wiele piękniejsze są tłoczenia złote. Wymagają jednak odpowiednio więcej umiejętności, doświadczenia i ogromnej (!) precyzji. Z pozoru wydaje się to łatwe – ot, wystarczy przyłożyć rozgrzany do ok. 100°C tłok do płatka złota. Niestety, nie jest to takie proste – ponieważ zupełnie inaczej złoci się płótno, inaczej papier, a zupełnie inaczej skórę. W dodatku każda skóra, tak jak człowiek, zupełnie inaczej reaguje na te same bodźce, zatem do kilku różnych kawałków skór trzeba dobrać inną temperaturę, czas docisku i jego siłę. Jeśli zaniedbamy którykolwiek z tych elementów, to złocenie się nam nie uda, bo albo skóra się przepali, albo będzie niedokładne i płytkie. Nie mówiąc też o tym, że aby robiło wrażenie, musi być wykonane z milimetrową precyzją. To nie wszystkie warunki – trzeba też mieć na względzie to, że jeśli np. za mocno podgrzejemy tłok lub za długo będziemy go trzymać na skórze, to spoiwo klejące złoto do skóry się przepali i złoto nie będzie się trzymać. To samo się stanie, gdy będzie ono miało złe proporcje. Czy wspomniałem też o tym, że jest to czynność jednorazowa, bo błędnie zrobione tłoczenie zostaje już na zawsze? Tak, tłoczenie to trochę praca sapera – można pomylić się tylko raz.
Prawdziwe, porządne złocenie wykonuje się na płatkach złota. Choć od początku XX wieku stosuję się też złotą folię, to w drogich, luksusowych oprawach dalej używa się złota, bo robi ono zupełnie inne, o wiele lepsze wrażenie. Sprawa ma się podobnie jak w przypadku złoceń brzegów książki. Jednak tutaj tłoczy się na gorąco, zatem pod złoto wystarczy podłożyć spoiwo zrobione z octu i białka z jajek, a wcześniej natłuszczyć i zagruntować skórę, na przykład klajstrem. Istnieje też metoda tłoczenia na zimno – wtedy spoiwo trzeba rozrobić tak, aby mocniej kleiło, a tłok zostawia się pod naciskiem aż do wyschnięcia spoiwa.
Tłoczenie farbą
Tłoczyć można też na różne kolory, choć nie spotyka się tego aż tak często. Polega to na położeniu w konkretnych miejscach różnokolorowych folii. Natomiast na książkach sprzed XX wieku spotyka się też tłoczenia na czarno. Są to tak naprawdę złocenia ślepe, z tym tylko, że tłoki lub plakiety malowało się wcześniej tamponem drukarskim z czarną farbą i zostawało pod naciskiem na tak długo, aby farba wyschła na skórze. Spotkałem się kiedyś też z techniką, która polegała na przypalaniu tłoka nad płomieniem, aby pokrył się sadzą – i przy tłoczeniu ta sadza zostawała na skórze i pełniła rolę farby.